Tuesday, April 15, 2014

Książki, które polecam i te, które okazały się chybionym zakupem

     Wczoraj był post, w którym polecałam Wam zapoznanie się z nowym portalem informacyjnym NEOMEDIA, a dziś będzie o książkach, które pochłaniam w dość sporych ilościach.

Zawsze jak jestem w Polsce, to zostawiam sobie miejsce w walizce na nowości, które dołączą do niemałej już całkiem biblioteczki. Ostatnim razem w ojczyźnie byłam w grudniu i oczywiście nie obyło się bez odwiedzenia dużej księgarni, gdzie zaopatrzyłam się w kilka ciekawych (i mniej ciekawych) pozycji. 

Na początku chciałabym Wam polecić z czystym sumieniem powieść Elizabeth Bard "Lunch w Paryżu". Jako, że zaraz po przyjeździe do Francji stałam się wielką fanką książek, w których emigrantki takie jak ja opisywały swoje życie i zmagania z nową rzeczywistością na francuskiej ziemi, tak też często sięgałam po tego typu powieści. "Lunch w Paryżu" jest właśnie jedną z nich. To historia młodej Amerykanki, która dla ukochanego z Bretanii postanowiła rzucić Nowy Jork i Londyn i zamieszkać nad Sekwaną. Książka jest momentami bardzo śmieszna, ale też i wzruszająca. Historia wydaje się bardzo prawdziwa i rzeczywista, gdzie piękno i urok Paryża przeplatane są często ze smutkiem, rozczarowaniem lub zdziwieniem głównej bohaterki. Emocje, które towarzyszą młodej Elizabeth po przyjeździe do Francji są bardzo skrajne: z jednej strony zachwyt nad potrawami, francuską kulturą, stylem życia, paryską nonszalancją, z drugiej zaś jednak strony - tęsknota za "swojskością" Ameryki i nierzadko brutalne zderzenie z rzeczywistością na obcej ziemi (szukanie pracy, brak perspektyw, uczucie wypalenia i zniechęcenia, różnice kulturowe i problemy językowe). Książka poza tym przeplatana jest wieloma przepisami na pyszne francuskie (i nie tylko) dania, które są idealnie wkomponowane w opowiadaną historię. Niestety podane przepisy są moim zdaniem dość chaotyczne i mało konkretne, a i z dostępnością wielu składników można mieć kłopot... (nawet we Francji). Generalnie jednak powieść Elizabeth Bard polecam na leniwe wieczory i sobotnie popołudnia w towarzystwie dobrej kawy. Poprawa humoru gwarantowana! Chciałabym zaznaczyć, że nie jest to literatura "najwyższych lotów", ale lekka i sympatyczna książka, po którą warto sięgnąć dla relaksu.



Kolejne powieści z cyklu "emigracyjno - wyjazdowego", to książki Isabelle Lafleche "Kocham Nowy Jork" i "Kocham Paryż". Na ich zakup skusiły mnie recenzje na kilku blogach i stronach internetowych, czego w sumie nie mogę żałować. Podobnie jak "Lunch w Paryżu", tak i powieści pani Lafleche nie są wielkimi dziełami literatury światowej, ale nadają się w sam raz na wolny wieczór, czy wakacje. Główna bohaterka Catherine, ambitna prawniczka (rodowita Francuzka) zmaga się z przeciwnościami losu i codziennością w jednej z międzynarodowych kancelarii prawniczych w Nowym Jorku. W książce "Kocham Nowy Jork" można znaleźć sporo: katorżniczą pracę w korporacji, zmagania z szukaniem mieszkania na Manhattanie, bolesny zawód miłosny, świat zarówno wielkiej finansjery, jak i prestiżowych domów mody oraz upragnioną nadzieję na prawdziwą miłość. Dalsze losy Catherine możemy śledzić na łamach powieści "Kocham Paryż" i tutaj pojawia się maleńki zgrzyt... Mianowicie: pierwsza część powieści o losach Catehrine była dosyć ciekawą, ale też i lekką przygodą czytelniczą, zaś jej kontynuacja w Paryżu, to już trochę odgrzewany kotlet... Schematyczność akcji, przewidywalność wątków i irytująca momentami naiwność (albo wręcz głupota) głównej bohaterki momentami nudzą, ale też i po prostu wkurzają! Dotrwałam jednak do końca i... wszystko wskazuje na to, że szykuje się trzecia część losów Catherine, i to znowu w innym mieście świata. Ba! Na kolejnym kontynencie! Nie wiem czy autorka rzeczywiście planuję wydanie następnej powieści z Catehrine w roli głównej, ale koniec w "Kocham Paryż" ewidentnie na to wskazuje. Tak czy siak, czytało się łatwo, lekko i przyjemnie, ale bez wielkiego "wow"!



Pozostając w klimacie Paryża i Francji chciałabym wspomnieć o poradniku "Lekcje Madame Chic" autorstwa Jennifer L. Scott. Tą książkę zaliczam do jednej z największych porażek w dziedzinie swoich księgarnianych zakupów. Poradnik jest po prostu nudny i przewidywalny i jak na mój gust ma niewiele wspólnego ze stylem, czy wizerunkiem prawdziwej paryżanki. O paryskim szyku pisałam niedawno na blogu i nadal podtrzymuję, że coś takiego nie istnieje, a więc książka Jennifer L. Scott okazała się dla mnie totalną porażką... Wiadomo, że Amerykanie zachwycają się Europą (szczególnie Francją i Włochami), a więc ich opinie są raczej mało obiektywne i trafne... "Lekcje Madame Chic", to moim zdaniem stek głupawych porad i powielanie stereotypów, które już i tak krążą po świecie i walka z nimi, to jak batalia z wiatrakami... Jennifer L. Scott w swojej książce zachwyca się rzeczami jak dla mnie oczywistymi i nie wnoszącymi nic nowego. Autorka jak naiwna nastolatka odśpiewuje peany pochwalne czerwonej szmince, nudnym kolorom ubrań i stylowi życia rodem z domów burżuazji. Jej porady w stylu: "Kontroluj poziom stresu. Kiedy czujesz, że fala stresu wzbiera, wpraw sobie nastrój" lub: "Delikatnie podkreśl swoją urodę makijażem au naturel, kiedy chcesz wyglądać świeżo i młodzieńczo" ,czy też: "Naucz się doceniać, to co już masz"  są tak oczywiste, że wydawałoby się, iż nawet dziecko z podstawówki ma je głęboko wpojone. Z książki pani Scott nie dowiedziałam się nic nowego, nic mnie nie zaskoczyło, za to co drugie zdanie wprawiało w zażenowanie lub powodowało napad śmiechu. Tego poradnika nie polecam w ogóle i bardzo dziwi mnie fakt, iż Wydawnictwo Literackie podjęło się wydania takiego bezużytecznego gniota.


Przedostatnią książką, o której chciałabym napisać jest "Wiedeńska gra" hiszpańskiej pisarki, Carli Montero. Jej pierwszą powieść wydana w Polsce "Szmaragdowa tablica" był całkiem ciekawą lekturą na wolne dni, czego niestety o "Wiedeńskiej grze" do końca powiedzieć nie mogę... Wydawałoby się, że mamy tu wszystko, czego potrzebuje powieść sensacyjno - szpiegowska: mamy tajemnicę, zagadkę, mroczny zamek pod Wiedniem, inteligentną główną bohaterkę, intrygę, tajemnicze bractwo, wątek romantyczny i interesującą scenerię stolicy Austrii z początku XX wieku. Książkę przeczytałam do końca, ale tak naprawdę w jej akcję wciągnęłam się po około 100 stronach. Na początku jest nudno, nie wiadomo w ogóle o co chodzi i dlaczego, a tak naprawdę całe rozwiązanie zagadki na końcu pozostawia niedosyt i niedomówienia. Ogólnie rzecz biorąc Carla Montero pisze płynnie próbując czarować czytelnika swoją prozą strona po stronie, pozostawiając jednak dziwną "przestrzeń", która do mnie osobiście średnio trafia. Zakupu książki nie żałuję, ale czy jest to powieść wszech czasów? Na pewno nie. Tak czy siak - można sięgnąć.


Ostatnią pozycją, o której chciałabym wspomnieć jest "Suka" Katarzyny Grygi. Muszę przyznać z największą szczerością, że przez kilkadziesiąt pierwszych stron książki trochę się męczyłam, by później zatopić się w niej całkowicie. Proza Katarzyny Grygi, to historia młodej kobiety o wymownym imieniu Suka. Tytułowa bohaterka mieszka w Warszawie, jest wolnym strzelcem jeżeli chodzi o życie zawodowe, ale dzięki temu czuje się niezależna, a i na zarobki narzekać nie może. Suka jest kobietą biseksualną, ma więc problemy zarówno natury damsko- męskiej, jak i damsko-damskiej. Bohaterka jest dość specyficzna, można by rzecz mało sympatyczna, zdystansowana do ludzi i nielubiąca bezpośredniego kontaktu z innymi, ani tak zwanej "gadki-szmatki" o wszystkim i o niczym. Suka na początku trochę szokuje swoim podejściem do życia, słownictem i zachowaniem, momentami odstrasza i przeraża, by później w wielu momentach pozytywnie zaskoczyć. Główna bohaterka, to kobieta konkretna, pewna siebie i zdeterminowana. Wie czego chce i nie daje się nabrać na oklepane banały. W pewnym momencie jednak traci pracę i musi szukać takiej bardziej na stałe. Trafia do korporacji - i tutaj mamy pełny, rzetelny i klarowny obraz systemu wielkich, międzynarodowych firm: przedmiotowe traktowanie, harówka po godzinach, praca za darmo, brak szacunku i uwagi szefa - to wszystko jak najbardziej wspisuje się w obraz dzisiejszych korporacji. 
Książka nie jest nudnym i naiwnym romansidłem, ani słowotokiem sfrustrowanej trzydziestolatki, ale odważnym manifestem i głosem osób z mojego pokolenia. Powieść jest mocna, ostra i konkretna - nie ma tu miejsca na banały, piękne słówka, czy infantylne czasami opisy relacji międzyludzkich. To książka bardzo prawdziwa, ale i niełatwa w odbiorze. Polecam ją jednak wszystkim bardzo gorąco i czekam na kolejną powieść Katarzyny Grygi, która ma się ukazać podobno jeszcze tej jesieni.

To tyle na dziś! A Wy polecicie mi może coś ciekawego do czytania? Za kilkanaście dni lecę do Polski i planuję szturm na księgarnię, a więc wszelkie sugestie mile widziane :) 

Miłego dnia!

9 comments:

  1. Zaraz zaczynają się święta, więc planuję nadrobić sporo zaległości w czytaniu i z pewnością sięgnę po "Lunch w Paryżu", wydaje mi się bardzo lekką i interesującą książką, cóż, przekonam się :)
    Swoją drogą, jestem tu od niedawna, i nie zdążyłam jeszcze przeczytać wszystkich notek, ale nurtuje mnie strasznie jedno pytanie. Byłaś kiedyś w Prowansji?

    ReplyDelete
    Replies
    1. "Lunch w Paryżu", to bardzo lekka i przyjemna lektura z Paryżem w tle :) A W Prowansji byłam prawie 3 lata temu, ale może już niedługo znowu się tam wybierzmy na kilka dni. Pozdrawiam serdecznie :)

      Delete
  2. Czytam teraz pierwsza czesc sagi Katherine Pancol, ale nie wiem, czy siegne po nastepne, troche sie rozczarowalam, tyle bylo halasu wokol...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ooo, naprawdę? No to chyba sobie odpuszczę w takim razie... Pozdrawiam!

      Delete
  3. Gdzieś ostatnio mignął mi ten Lunch w Paryżu. :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Polecam na wolną chwilę - książka w sam raz na złapanie oddechu w towarzystwie Paryża :)

      Delete
  4. Ciekawi mnie ta 'Wiedeńska gra', bo ja z kolei 'Szmaragdową tablicą' byłam zachwycona:)

    ReplyDelete
  5. Szukam jakiejś ciekawej książki w tych klimatach, chętnie skorzystam, super opis :))

    ReplyDelete
  6. "Lunch w Paryżu" tez mi sie spodobał, choć przepisu nie wyprubowalam:-( Pozyczylam książkę i niestety do mnie nie wróciła:( Dlatego nie lubię ich pożyczać;) A co do "lekcje Madam..." pewnie tez sie nie skusze, a dzięki Twojej recenzji wiem przynajmniej, ze nic nie tracę:-)

    ReplyDelete