Oprócz tęsknoty za polskimi pysznościami mam ogromny sentyment do swoich małych, drobnych rytuałów, których kontynuowanie we Francji nie jest możliwe. Pamiętam jak każdego prawie miesiąca, tuż po otrzymaniu wypłaty biegłam do empiku w poszukiwaniu nowości książkowych. Coraz mocniej doskwiera mi na francuskiej ziemi brak takiego bezpośredniego kontaktu z polskimi księgarniami. Niby nic, a jednak trochę smutno, że nie mogę powłóczyć się między półkami pełnymi ciekawych opowieści, historii zmyślonych lub napisanych przez życie. Wiele bym dała aby móc przenieść się teraz do ukochanego empiku na Marszałkowskiej i napawać oczy kolorowymi okładkami, poczuć zapach świeżego papieru, wertować kartka po kartce nowe, ciekawe "zdobycze".
Zdjęcie z google images |
Za każdym razem kiedy jestem w Polsce zostawiam sobie spore miejsce w walizce na kilka ciekawych książek. Niestety wielu z nich nie udało mi się jeszcze zabrać, a przeglądając polskie strony internetowe natrafiam na kolejne ciekawe pozycje i nowości, które natychmiast chciałabym mieć w swojej domowej bibliotece. Następny wyjazd do ojczyzny mamy zaplanowany na kwiecień, a więc jestem już nastawiona na to, iż pół walizki zajmą mi nowości wydawnicze zakupione w naszym pięknym kraju nad Wisłą :)
Zdarzyło mi się niestety tylko raz odkąd mieszkam we Francji zamówić książkę przez internet. Dlaczego tylko ten jeden, jedyny raz? Powód bardzo prozaiczny i oczywisty: koszt wysyłki, który okazał się wyższy od samej wartości zamawianego przedmiotu.
A tak w ogóle, to doszłam ostatnio do wniosku, że o wiele większą frajdę sprawia mi kupowanie książek (i oczywiście ich czytanie :), niż buszowanie po sklepach z ciuchami, czy kosmetykami. Dziwne? Dla mnie nic w tym niezwykłego. Chwile z ciekawą powieścią, wciągającą historią dają mi o wiele więcej radości niż nowa bluzka czy krem do twarzy.
Miłego, jesiennego wieczoru :*