Oj trochę mnie na blogu nie było... Czas podczas pobytu w Polsce płynął tak szybko, że nie zdążyłam się spostrzec, a trzeba było już pakować walizki i wracać do Francji. Trzy tygodnie w rodzinnym domu, to zdecydowanie za krótko aby nacieszyć się wspomnieniami z dzieciństwa, obecnością rodziny, znajomych i ukochanych miejsc. Wszystko się jednak kiedyś kończy i nadchodzi pora aby powrócić do rzeczywistości. Nie powiem aby serce pękało mi wielce z rozpaczy myśląc o powrocie do Burgundii, żałuję jednak, że nie udało mi się zrobić będąc w Polsce wszystkiego co planowałam... Wracam tam jednak na początku sierpnia i może wtedy będę mieć okazję na odwiedzenie miejsc i osób, których nie udało mi się zobaczyć podczas kwietniowo-majowego pobytu :)
Jeżeli chodzi o moje "francuskie życie", to sporo się w nim dzieje i czuję, że bardzo chciałabym się z Wami podzielić radosnymi nowinami :) Przede wszystkim: na początku przyszłego tygodnia czeka nas przeprowadzka i zmiana miejsca zamieszkania. Nie dość, że opuszczamy Chalon sur Saone, to przenosimy się do zupełnie innego regionu Francji. Co prawda niedaleko, bo do Franche Comte, ale smutno mi trochę opuszczać bajkową Burgundię... Od samego początku wiedzieliśmy, że Chalon nie jest naszym miastem na całe życie, ale trochę nas zaskoczył tak szybki obrót spraw i zmiana miejsca zamieszkania na miasto ponad dwa razy mniejsze od urokliwego, ale i tak małego Chalon. Pontarlier, to żadna metropolia, ale staram się szukać samych pozytywnych stron naszej przeprowadzki :) Przede wszystkim będziemy mieszkać niedaleko Besancon, w otoczeniu gór Jura, gdzie latem można spacerować i urządzać piesze wyprawy w pięknych okolicznościach przyrody, a w zimie jeździć na nartach. Pontarlier jest położone zaledwie kilkanaście kilometrów od granicy ze Szwajcarią. Myślę zatem, że w weekendy, szczególnie latem nie będziemy się nudzić i czeka nas dużo zwiedzania i jeżdżenia po okolicy. W naszym nowym mieście jest wszystko, co teoretycznie do życia potrzebne: sklepy, supermarkety, szpital, kilka muzeów i galerii sztuki, kino, a nawet teatr. Myślę, że śródmieście Pontarlier można pewnie przejść w pół godziny, ale cóż - życie na prowincji też ma swoje uroki i pozytywne strony. Po przeczytaniu książek Karen Wheeler, w których autorka opisywała swoje życie na francuskiej wsi doszłam do wniosku, że jednak małe miasteczko, a maleńka wieś, to ogromna różnica ;) Tak więc nie tracę optymizmu, a jestem wręcz podekscytowana tą naszą przeprowadzką i powoli zaczynam planować pakowanie.
Za Chalon sur Saone tęsknić chyba nie będę... Mimo, że mieszkaliśmy tu rok i pięć miesięcy, nie zżyłam się tak bardzo z tym miastem jak na przykład z moją ukochaną Warszawą, czy Nowym Jorkiem gdzie spędzałam trzy wakacje z rzędu będąc jeszcze na studiach. Teraz, patrząc z perspektywy czasu to nawet się cieszę (może to dziwnie zabrzmieć), że nie mamy w Chalon jakiejś fantastycznej grupy znajomych bo pewnie z nimi byłoby mi się najtrudniej rozstać. A tak - zaczynamy wszystko od początku: nowe miasto, nowy region, nowe mieszkanie (oczywiście wynajęte), nowi znajomi i nowe poszukiwania pracy!
Oczywiście jak się tylko przeprowadzimy, to wszędzie będę chodzić z aparatem niczym turystka głodna nowego i pięknego. Samo miasto może na kolana nie powali, nawet na zdjęciach, ale przyroda, góry (niskie, to niskie, ale zawsze góry ;), lasy, jeziora... Mam nadzieję, że będzie co fotografować i czym się z Wami dzielić na blogu.