W końcu czuję, że mamy lato :) I to jakie! Temperatura nawet nocą nie spada poniżej 20 stopni Celsjusza, a więc spokojny, głęboki i relaksujący sen, to marzenie ściętej głowy... Nie mam zamiaru jednak narzekać ani być nieszczęśliwa z tego powodu, wręcz przeciwnie, w końcu czuję, że to prawdziwy czerwiec i wszystko jest na swoim miejscu. Wiosną pogoda nas nie rozpieszczała więc nareszcie można poczuć, że słońce i żar lejący się z nieba przypomniał sobie o nas, ludziach potrzebujących odrobiny tropikalnej aury ;)
Tak nawiasem mówiąc właśnie w tej dosłowni chwili, za oknem rozszalała się dość spora burza gradowa, no ale za parę minut zapewne znów ujrzymy słońce i upał uderzy ze wzmożoną siłą... Takie oto są uroki upalnego lata ;)
Odchodząc jednak od tematu pogody, nie mogę nie wspomnieć o bardzo popularnej i opanowującej wszystkich Francuzów obecnie "chorobie". Nie trudno się domyślić, że tym "wirusem", rozprzestrzeniającym się z prędkością świata jest czar wyprzedaży. Właściciele sklepów, butików i centrów handlowych już od ponad tygodnia przygotowywali się do tego jakże wzniosłego wydarzenia. Witryny kuszą kolorowymi napisami "SALE" i nie sposób przejść obok nich, tak aby nie zauważyć gigantycznych, neonowych czteroliterowych słów. Co warto podkreślić, większość napisów widnieje właśnie w języku angielskim, którego Francuzi boją się jak ognia... ;)
Szczerze powiedziawszy, to nie rozumiem do końca "magii" wyprzedaży i tej całej atmosfery dzikiego pędu, przepychanek i zabawy w "kto pierwszy, ten lepszy". Uważam się za stuprocentową kobietę, jednak czar i atmosfera ostatnich dni w sklepach jakby nie robią na mnie żadnego wrażenia... Wiem, że tak naprawdę wyprzedaże w większości służą właśnie wysprzedaniu "odpadków", czyli rzeczy, których nikt nie kupił, nie chciał, lub takich które są przybrudzone fluidem, nie mogą poszczycić się kompletem guzików lub jeszcze coś innego z nimi nie tak. Owszem znam wiele kobiet, które w czasie "SALES" szaleją z zachwytu, gdy uda im się znaleźć jakieś cuda w sieciówkach za połowę pierwotnej ceny, ale czy tak naprawdę warto? Nie wiem, może ja się nie znam, może ja nie wiem co mówię już od tego upału, ale mnie jakoś nie porywa klimat zakupowego szaleństwa.
A Wy? Dajecie się ponieść magii wyprzedaży?
Pozdrawiam weekendowo!