Tuesday, January 29, 2013

Codzienne zwyczaje i małe rytuały we Francji, cz II

    Do tego postu zbierałam się dość długo, ale chyba przede wszystkim dlatego, że chciałam sobie zanotować w głowie jak najwięcej swoich subiektywnych spostrzeżeń. Myślę, że część II nie będzie ostatnią bo przecież każdego tygodnia obserwuje jakieś "nowinki" we francuskim życiu, więc pewnie za jakiś czas pojawią się kolejne spostrzeżenia. Poniżej kilka podpunktów dotyczących codziennych zwyczajów i małych rytuałów, które udało mi się zaobserwować w mojej nowej ojczyźnie.

1. Całowanie na przywitanie

Wiele lat temu oglądając francuskie filmy i jeszcze kompletnie nie podejrzewając, że kiedyś Francja stanie się moim nowy domem, zauważyłam, że Francuzi całują się w obydwa policzki na powitanie. Trudno to nazwać całowaniem gdyż wygląda to raczej jak takie " policzkowe przytulanie". Zwyczaj niby miły i sympatyczny, ale... No właśnie ja mam małe "ale". Nie przepadam za kontaktem fizycznym z obcymi ludźmi i nie uśmiecha mi się ich całowanie i dotykanie przy pierwszym poznaniu. We Francji doznałam więc małego szoku, gdy wszyscy (dosłownie WSZYSCY) od razu się nachylają i chcą mnie całować na dzień dobry, a są to znajomi mojego męża, których widzę pierwszy raz w życiu, dalsi członkowie mojej nowej francuskiej rodziny, ale również rodzice kolegów mojego ukochanego i jego współpracownicy, czy nauczycielka w szkole! Mieszkam we Francji już ponad rok, a nadal nie lubię tego gestu na powitanie. Zdarzało mi się też często wyciągać po prostu rękę przy pierwszym spotkaniu (tak przecież robi się w Polsce!), ale ludzie patrzyli wtedy na mnie jak na kosmitkę. Gdy więc teraz poznaję kogoś nowego od razu przygotowuje się na to, że ta osoba nachyli się do buźkowania moich policzków. Nie wiem, może kiedyś ten zwyczaj mi się zacznie podobać. Na razie mam mieszane uczucia...

2. Ciągłe pytania czy wszystko w porządku i życzenia miłego dnia, miłego popołudnia, wieczoru itd.

Podobnie jak Amerykanie co chwila pytają "how are you ?", tak Francuzi na początku każdej rozmowy rzucają słynne: "ça va ?". My Polacy może nie należymy do najbardziej uprzejmych narodów świata, ale nie wyobrażam sobie, aby ktoś mnie w naszym kraju pytał "jak się masz ?". Owszem, pytamy: co słychać, jak leci, itd. ale takie "jak się masz" brzmi dość idiotycznie (przynajmniej w moim odczuciu - pisałam na początku, że będzie subiektywnie ;). Zapytałam też kiedyś mojego męża po co tak naprawdę wszyscy rzucają co chwila to słynne "ça va" i jaka byłaby ich reakcja gdybym na przykład powiedziała, że "źle się mam". Nigdy jeszcze od nikogo nie usłyszałam odpowiedzi w stylu "mam się nieciekawie", albo po prostu: "mam się bardzo źle". Jak dla mnie więc takie sztampowe pytanie i udawanie, że kogoś to naprawdę interesuje jest bez sensu bo i tak wiadomo, że każdy odpowie, że ma się świetnie i że wszystko jest w porządku. To samo tyczy się słów miłego dnia, miłego wieczoru itd., które słyszę od każdej pani w sklepie czy urzędzie. Ci ludzie wyrzucają z siebie te słowa jak automaty i mam wrażenie, że nawet się już nie zastanawiają po co to tak naprawdę mówią.

3. Urządzanie wielkich przyjęć urodzinowych dla członków rodziny w każdym wieku.

W Polsce w pewnym wieku "nie wypada" już świętować urodzin bo czym tu się niby cieszyć? Że jesteśmy coraz starsi, a na twarzy przybywa nam kolejnych zmarszczek? Dla tego też w naszym kraju imieniny mają się chyba znacznie lepiej niż organizowanie przyjęć urodzinowych. Oczywiście są i takie regiony, gdzie i u nas urodziny świętuje się z wielką pompą niezależnie od wieku: tak jest na przykład na Śląsku. Muszę przyznać jednak, że zadziwił mnie fakt, iż w rodzinie mojego męża co chwila jest jakaś wielka impreza bo ktoś ma urodziny. Jedziemy na kolejne tego typu "party" pod Lyon na początku marca. Jubilat będzie miał 40 lat, a więc chyba trudno nazwać go dzieckiem (organizowanie urodzin kojarzy mi się z imprezą dla kilkulatków). Mało tego: owa impreza urodzinowa nie będzie małym przyjątkiem w domu jubilata, ale wielką imprezą na kilkadziesiąt osób z wynajętym w tym celu lokalu gastronomicznym! Jak dla mnie trochę dziwne, ale to może coś ze mną jest nie tak ;)

4. Picie kawy w mikroskopijnych filiżankach.

Nie wyobrażam sobie rozpoczęcia dnia bez aromatycznej kawy z dodatkiem mleka, podanej w kubku lub filiżance o pojemności co najmniej 250 ml. Francuz takiej kawy nigdy się nie napije. Pamiętam jak wszyscy kręcili ze zdziwienia głowami, kiedy zapytałam o mleko do kawy w domu moich teściów. Teraz już wiedzą, że jak ich odwiedzamy to powinni mieć chociaż małą butelkę mleka dla mnie i przestało ich to wprawiać w osłupienie. Francuzi piją kawę czarną, nie za mocną, bez mleka, ale często z cukrem. Nie podają jej jednak w filiżankach do jakich my Polacy jesteśmy przyzwyczajeni, ale w maleńkich kubeczkach lub mikroskopijnych filiżaneczkach, które przechylają jednym haustem i tyle! Już po kawie - jeden łyk i do widzenia. Nie dam się zmienić na ich modłę i dalej piję swoją kawę w kubku z mlekiem, dodaję też łyżeczkę cukru - oni się dziwią, a mi smakuje i przynajmniej mam czas aby się tym napojem delektować, a nie traktować go jak syrop na kaszel.

5. Five o'clock, czyli czas na herbatkę ;)

Francuzi lubią sobie stroić żarty z Anglików i często nie pozostawiają na nich suchej nitki. Wyobrażacie sobie zapewne jakie więc było moje zdziwienie gdy zaobserwowałam ich uwielbieniem dla picia herbaty! Herbatę często piją do śniadania, nawet kosztem kawy, potem około 17:00 w weekendy również raczą się herbacianym napojem w towarzystwie jakiegoś kalorycznego dodatku (np. ciasta czekoladowego czy jakiejś tarty), a na noc obowiązkowo sięgają po herbatkę na dobry sen. Osobiście herbatę uwielbiam i jestem fanką jej wielu gatunków, więc ten miły herbaciany zwyczaj jak najbardziej przypadł mi do gustu. Francuzi po posiłkach często raczą swoje podniebienia tzw. infusion, co w dosłownym tłumaczeniu oznacza zalać, wlać, zaparzyć, a takie miano nadają wszystkim herbatom owocowym, czy ziołowym. Już mnie nie dziwi więc picie infusion na dobre trawienie, na spokojny sen czy takich, które mają rzekomo oczyszczać organizm z toksyn. Wszystkie tego typu specyfiki, to dla Francuza nic innego jak infusion.

Na dziś to chyba tyle. Za jakiś czas zapewne pojawią się jakieś nowe obserwacje, którymi nie omieszkam się z Wami podzielić.

Miłego wieczoru :*


20 comments:

  1. Z tych wszystkich rytuałów nie jestem w stanie się przekonać do pkt. 4. Tak samo uwielbiam kawę i potrzebuję takiej dawki minimum wielkości przeciętnego kubka, z gęstym, pysznym mleczkiem! W Irlandii była wspaniała kawa, nawet z dolewką, a teraz, tutaj klnę na te ich fhancuske kawiarnie psia kość! ;-) Jeszcze na dodatek filiżanki upaprane zanim dojdą do stolika... Pozdrawiam :-)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Zgadzam się z Tobą w 100%! Upaprane filiżanki nie zachęcają zbytnio do roztkliwiania się na ich zawartością ;)

      Delete
  2. Od pewnego już czasu z przyjemnością podczytuję Pani blog, a ten post zaciekawił mnie szczególnie. Życzę dalszego Udanego Życia!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Udane życie to mocne słowa, dziękuję jednak za miły komentarz i odwiedziny mojego bloga. Pozdrawiam serdecznie :)

      Delete
  3. Mam podobne spostrzeżenia :)
    1. Do całowania w oba policzki już się przyzwyczaiłam, ale nie lubię tego robić z osobami, które widzę pierwszy raz
    2. Bonne journee, bon weekend itp, ale mimo wszystko jest to miłe :) myślę że w Polsce też coraz bardziej powszechne
    3. Nie byłam tu jeszcze na żadnych urodzinach więc się nie wypowiem.
    4. Też uwielbiam pić kawę w dużym kubku, z małą ilością mleka , bez cukru. Nie pijam kawy z naparstka. Jeszcze najczęściej papieros do kawy , fuj.
    5. Zamiłowanie do herbaty bardziej zauważyłam wśród osób z Maroka, Algierii, których na Południu jest pełno.
    Pozdrawiam :)

    ReplyDelete
  4. Witaj madeleine, spostrzeżenia całkiem trafne:)
    Dodam wiec chętnie parę moich równie subiektywnych :)

    1. Dla porównania dodam, ze w Paryżu całusy lub owo "policzkowanie" może dojść do 4! Wyobraź sobie jak się na ulicy spotkają dwie koleżanki z dwoma kolegami. Trochę to witanie trwa:) Potem pogadają piec minut i dawaj na nowo się żegnać...:)
    No i dodajmy, ze mężczyzna całujący na przywitanie innego mężczyznę to zupełnie normalne i nie oznacza nic zdrożnego :)
    W każdym razie dwa czy cztery, ale we Francji zawsze raczej parzyście. Za to w Belgii jeden całus i koniec! A np w Finlandii Dwa objęcia "na misia" ale bron Boże całus!

    2. No cóż, takie "ça va?" to nic innego jak "cześć" i "dzień dobry" i nie należy tego odbierać dosłownie, bo nikt tak naprawdę nie pyta o samopoczucie. Ktoś kto naprawdę zapyta co u ciebie powie raczej "Comment tu va?"

    3. Co kraj to obyczaj, Francja jest jednak krajem dużo bardziej laickim i kosmopolitycznym niz Polska. Dla nich obchodzenie imienin to objaw bigoterii. Urodziny sa obchodzone przez wszystkich, bo są neutralne (z punktu widzenia religii) nikt nie wstydzi sie swego wieku. Wrecz przeciwnie, to dobra okazja by sie pochwalić swa dobra forma/wyglądem/wysportowaniem jak "na taki wiek". A 40-tka jest wyjątkowo uroczyście obchodzona i zawsze się zastanawiałam dlaczego właśnie czterdziestka?

    4. Ja tez pije malutka czarna i to bez cukru. Tak piłam tez we Włoszech i na Węgrzech wiec nigdy mnie to we Francji nie dziwiło. Jak chcesz większą kawę, to trzeba po prostu sprecyzować czy chcesz café au lait czy café noisette czy alongé...
    Tak samo w Belgii czy USA chcąc dostać małą czarna trzeba sprecyzować, ze chodzi o espresso, bo inaczej dadzą ci z automatu dużą, słabsza... Można byłoby napisać doktorat o zwyczajach picia kawy :)

    5. Infusion , to po prostu napar. Często tez mówią tisane co oznacza dokładnie napar ziołowy (bez herbaty jako takiej). A już jak poprosisz o herbatę z cytryna, to pomyślą, ze jesteś przeziębiona (bo uważają to za lekarstwo). No a jak ktoś poprosi o herbatę z mlekiem to pewnie Anglik :)
    Popularna jest tez zielona herbata po posiłku, albo napar z mięty lub werbeny.

    No i dodałabym jako punkt szósty przepuszczanie kobiet w drzwiach.... Boże ileż razy zderzałam się z rożnymi mężczyznami w drzwiach sklepu czy urzędu, bo mi do głowy nie przyszło, ze nie przepuszcza mnie przodem :-)))

    Milego wieczoru
    Nika

    ReplyDelete
    Replies
    1. Niko, z całowanie po 4 razy też już się spotkałam w rodzinie mojego męża, która pochodzi z okolic Lyonu. Rzeczywiście jednak takie obcałowywanie z kilkoma ludzi na powitanie i pożegnanie wygląda dość komicznie ;)

      Co do przepuszczania kobiet w drzwiach, to w tym miejscu mogłabym chyba pokusić się na napisanie książki! Chciałyśmy równouprawnienia, to teraz je mamy - tak chyba myśli większość francuskich facetów ;)

      Delete
    2. W Bretanii też niektórzy całują 4 razy :)

      Delete
  5. 1. Miałam podobnie, ale po 4 latach przeszłam na ciemną stronę mocy i nastawiam policzek bez zastanowienia :)
    2. Ja tam lubię te ich wszystkie formułki, nawet jeśli nie do końca szczere. Wolę jak ekspedientka we Francji z uśmiechem powie mi na wejściu "dzień dobry", niż ekspedientkę w Polsce, która udaje, że mnie nie widzi;)
    3. Oj tak! Impreza urodzinowa MUSI być, bez względu na wiek.
    4. Nie pijam, więc nie wiem.
    5. Moi znajomi Francuzi też lubią dobrą herbatę, szczególnie taką kupowaną na wagę w jakiejś sprawdzonej herbaciarni i zaparzoną w ładnym imbryku.
    Pozdrawiam :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Racja, życzliwość jest zawsze przyjemna, ale za krótko chyba mieszkam we Francji i ciężko mi się "przestawić" na to, że ludzie mogą być po prostu mili ot tak po prostu. W Polsce tego nie uświadczysz za często ;)

      Delete
  6. super przemyślenia :) to ja też jak poprzedniczki:

    1. Mnie całusy raziły na początku, ale teraz już się przyzwyczaiłam. I szczerze mówiąc jeszcze nie spotkałam kogoś jakoś obleśnego, żeby dawać te całusy. Także fakt, iż francuzi jako tako dbają o siebie trochę w tych buziakach ułatwia ;)

    Nika - 4 razy to chyba nie Paryż tylko jak już to napływowi ;)

    2. Może tak tylko rzucone, ale jak pojedzie się do Polski i nikt nawet nie powie przepraszam jak ci przywali z bara na ulicy.... To ja już wolę tą francuską, może automatyczną, ale jednak - życzliwość :)

    3. Wśród moich znajomych często dochodzą jeszcze do tego drogie prezenty - zrzutka po na weekend na jachcie, GPSa, play station... nie wiem czy to tylko taka grupa dużych dzieci czy więcej francuzów tak robi.

    4. Znaleźć dobre latte we Francji graniczy z cudem ;)

    5. Nie spotkałam się z piciem herbaty w Paryżu. Może to zwyczaj bardziej z południa? :)

    Pozdrawiam!
    ina

    ReplyDelete
    Replies
    1. Co do herbaty, to zarówno w Burgundii gdzie mieszkamy, jak i w regionie, z którego pochodzi rodzina mojego męża (Rodan-Alpy, okolice Lyonu) wszyscy mają bzika na punkcie herbaty i różnego typu tisane. Co region to inny zwyczaj zapewne, ale nie ma co się dziwić bo Francja krajem wielkim jest ;)

      Delete
  7. wszystkie zwyczaje ktore opisalas wydaja sie bardzo mile:) tez pewnie nie szalalabym z radosci gdyby obcy ludzie chcieli mnie calowac lub przytulac,ale juz pytanie: co slychac? wydaje mi sie fajne:) w angielskim tez jest zawsze ten zwrot, nawet jak sie idzie po bulke do sklepu. tez sie buntowalam-nie widzac sensu w pytaniu, skoro jest tylko kurtuazyjne i nikt nie slucha odpowiedzi, teraz jednak wiem- ze male zwroty grzecznosciowe sa lepsze... od ich calkowitego braku! w PL jedyne rozpoczecie rozmowy to zwykle przywitanie i troche brakuje mi tego bardziej uprzejmego: witam/ dzien dobry/czesc, co slychac? mysle tez ze fajne jest urzadzanie urodzin nawet dla starszych osob, bo to super okazja do spotkania. uwazam tez,ze glupie jest nie robienie czegos dla samej zasady, bo ,,nie wypada". jedyne nad czym bym naprawde ubolewala-to ta mala kawa, heheheheheeh:) mala kawa jest ok tylko do sniadania, pozniej juz musi byc wieksza:)pozdrawiam!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Zgadzam się z tym, że lepsza uprzejmość nawet taka trochę naciągana i z automatu, niż jej całkowity brak ;) Póki co, ciągle się przyzwyczajam, że obcy ludzi życzą mi miłego dnia, wieczoru czy weekendu. To miłe, ale dla nas Polaków jeszcze chyba dość "egzotyczne". Pozdrawiam :*

      Delete
  8. Dla mnie rowniez pierwsze co zwrocilo moja uwage to:

    1.calowanie w policzki !!u nas w rodzinie 4 razy!!W Pryzu raczej 2 / 16 arr :)itp / ,ale spotkalam sie tez z 4.Juz sie przyzwyczailam,ale z moja liczna rodzina to prawdziwy rytual. Troche drazni mnie,ze mezczyzni po prostu nie podaja sobie reki po mesku...

    2. Milo zaskoczona bylam ciaglym bonjour madame, bonne journee madame, au revoir madame...itp to wydaje mi sie milei brakuje tego bardzo w Polsce...

    3. Herbatki,tisane pija,pija w Paryzu rowniezczesto sie z tym spotykam, rowniez na sniadanie. Tzw stara burzuazja paryska i ci ci sa tzw BIO.

    4. Z kawa z mlekiem jest podobnie, patrza na mnie jak na dziwaczke do dzisiaj, mowia ze to niezdrowe itp a ja caly czas usiluje ich przekonac, ze sa ludzie, ktorzy swietnie trawia produkty mleczne i od dziecka pija duzo mleka :)))
    pozdrawiam cieplutko

    ReplyDelete
    Replies
    1. Margito, również zauważyłam, że Francuzi (nie tylko paryska burżuazja) mają fioła na punkcie wszystkiego co na etykiecie ma napis BIO. Napiszę może o tym kiedyś w którymś z postów ;) Pozdrawiam serdecznie :*

      Delete
  9. nienawidze się całować na powitanie, na kursie teatralnym raz zrobiłam rewolucję, bo przyszłam z opryszczką i oznajmiłam, że się nie będę całować bo nie chcę nikogo zarazić

    a to ca va też mnie wkurza, bo nikt tak naprawdę nie chce znać odpowiedzi

    pan śmieciarz notorycznie mnie pozdrawia i życzy mi miłego dnia, dziwne toto

    ReplyDelete
    Replies
    1. Kasiu, do wszystkiego można się przyzwyczaić z czasem, a poza tym to miłe jak ktoś rzuci nawet to ca va ;) W odróżnieniu od ciągle smutnych Polaków, taka odmiana ma swój urok. Pozdrawiam :)

      Delete
  10. z kawa z mlekiem mieli podobnie moi przyszli ,,tesciowie" ale juz sie przyzwyczaili
    za to nigdy nie widzialam nikogo z rodziny czy znajomych mojego R. zeby wypil herbate

    ReplyDelete