Friday, May 24, 2013

Coś dla zakochanych we Francji i języku francuskim :)

    Dzięki Kasi, jednej z czytelniczek mojego bloga odkryłam świetną stronę internetową. Nie byłoby w tym może nic nadzwyczajnego, ale owa strona bardzo pomaga mi w nauce francuskiego, przyjemnie wpływając także na szeroko pojętą sferę estetyczną (magazyn cieszy oko ;) Na stronie LCF Magazine możecie znaleźć gotowy, internetowy numer czasopisma poświęconego językowi francuskiemu i Francji - lektura obowiązkowa dla wszystkich zakochanych w pięknym kraju nad Sekwaną :) 

Logo ze strony LCF Magazine na facebooku
Kilka dni temu pojawił się nowy, siódmy już numer magazynu, który można bezpłatnie i szybko ściągnąć sobie na swój komputer w formacie pdf. LCF Magazine ma oczywiście również swoją stronę na faceeboku, gdzie można doczytać wiele ciekawych informacji dotyczących pisma. Ostatnimi czasy pojawił się post o możliwości zaprenumerowania numeru w wersji papierowej. Koszt dość spory (85 euro na rok, w tym dwa numery gratis) - pozostanę więc chyba póki co przy wersji darmowej w pdf ;)

Dlaczego warto zajrzeć do LCF Magazine? Przede wszystkim:

- piękna szata graficzna pisma
- cudne zdjęcia
- przejrzystość i ciekawe rozmieszczenie artykułów (dla mnie to ważne bo często dostaję oczopląsu otwierając jakieś czasopisma i nie wiem na czym skupić wzrok!)
- pod koniec każdego numeru możemy znaleźć niezbędnik gramatyczny z opisem i prostymi ćwiczeniami
- mnóstwo interesujących artykułów o Francji, miejscach i miastach, które warto odwiedzić oraz dużo artykułów o kulturze, gastronomii, mediach i francuskojęzycznych społecznościach.

Miłego weekendu i ewentualnej lektury LCF Magazine :)

Wednesday, May 22, 2013

Nowości książkowe w mojej biblioteczce

     Wybierając się do Polski postanowiłam pobuszować w internecie w poszukiwaniu nowości książkowych, które mogłabym zakupić podczas swojego pobytu. Zważywszy na ograniczenia bagażowe i brak chęci płacenia za dodatkową walizkę, postanowiłam "poświęcić" swój bagaż podręczny (czyli całe 10 kg) na książki właśnie :)

Ze względu na fakt, iż mieszkam we Francji, to się tym krajem interesuję rzecz jasna ;) Najbardziej jednak fascynują mnie historie innych kobiet, które tak jak ja, wyemigrowały do tego pięknego kraju i postanowiły się podzielić z innymi swoją historią. Jak już pisałam w poprzednich postach, bardzo polubiłam klimat książek Karen Wheeler o jej sielskim życiu na francuskiej wsi. Idąc tym tropem postanowiłam poszukać w sieci innych autorek, które w książkach opisują Francję, swoje życie na emigracji, lepsze i gorsze chwile w obcym kraju. Oczywiście oprócz książek z francuską nutą w tle w moim bagażu znalazło się kilka innych pozycji.
Polecam Wam również założenie sobie konta na stronie empik.com i skorzystanie z opcji osobistego odbioru zamówienia. Robiłam tak wiele razy jeszcze mieszkając w Warszawie, a tym razem będąc w Polsce również: Dlaczego warto? Po pierwsze: na stronie empiku szybko i sprawnie szukacie interesujących Was tytułów (jeżeli ktoś ma ochotę, to może kupić mnóstwo innych rzeczy oprócz książek oczywiście ;), wrzucacie je do swojego wirtualnego koszyka, a następnie zaznaczacie opcję w którym z salonów empiku w całej Polsce chcecie swoje zamówienie odebrać. O terminie odbioru swoich zakupów zostaniecie powiadomieni drogą mailową. Oszczędność czasu, a przede wszystkim pieniędzy: już kilka razy udało mi się zaoszczędzić kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt złotych! Na stronie internetowej książki są tańsze niż w salonach więc zamawiając np. pięć czy sześć można już całkiem sporo zaoszczędzić. Potem wystarczy tylko poczekać na maila, wybrać się do swojego salonu empik i odebrać zamówienie szybko, sprawnie i bez opłat za przesyłkę :) 
Podkreślam, że nie jest to żadna reklama czy kryptoreklama empiku - nikt mnie o takie coś nie prosił. Po prostu: od lat w taki sposób zamawiałam książki oszczędzając, więc chciałam się taką opcją podzielić z innymi. Pewnie Ameryki nie odkryłam, ale może akurat ktoś skorzysta i zacznie oszczędzać w ten sposób?

Z całą pewnością mogę Wam polecić piękną książkę-album Vicki Archer "Moje francuskie życie". Autorka wraz z rodziną przenosi się z rodzinnej Australii do XVII-wiecznego domu w Prowansji. W książce opisuje miejsca, sytuacje i swoją historię miłości do Francji. Całość okraszona cudownymi zdjęciami Carli Coulson. Istna poezja i uczta dla zmysłów! Gorąco polecam, choć cena może odstraszać (prawie 80 zł). Tu możecie przeczytać więcej o tym pięknym książko-albumie.


Inna książka, która znalazła się w mojej walizce, to "Ostatnie spotkanie w Paryżu" autorstwa Lynn Sheene. Jeszcze nie miałam okazji zajrzeć do tej powieści, ale skuszona okładką i historią miłosną z Paryżem w tle postanowiłam zaryzykować. Jeżeli ktoś z Was czytał, to proszę o recenzję :)



Nie mogłam wyjechać z Polski bez najnowszej powieści Karen Wheeler "Samo szczęście". Zauroczona jej dwoma wcześniejszymi książkami czekałam w napięciu na kolejną porcję jej sielskiego życia na francuskiej wsi. Dziś zabieram się za czytanie właśnie tej pozycji i coś mi mówi, że nie będę zawiedziona. Książki Karen Wheeler polecam wszystkim frankofilkom :)


Buszując w internecie trafiłam na okładkę książki "Paryżanka" autorstwa Amelie Sobczak-Sabre. Powieść opowiada historię polskiej emigrantki i jej życia w Paryżu. Myślę, że propozycja pani Sobczak-Sabre może okazać się interesującą lekturą dla mnie, jako emigrantki, choć mieszkającej dość daleko od Paryża.



Na tym kończą się moje "książkowe, francuskie łowy". Do koszyka wrzuciłam jeszcze natomiast dwie powieści: "Szmaragdową tablicę"  Carli Montero i "Dziennik Mai" Isabel Allende, którą uwielbiam! Na pierwszą z książek natrafiłam zupełnie przypadkiem przeglądając listy bestsellerów. Zachęcona streszczeniem postanowiłam zakupić ową powieść. Bardzo lubię hiszpańskich autorów gdyż mają niesamowitą zdolność do budowania bardzo ciekawych historii, pełnych tajemnicy, magii i strachu (jak Somoza czy Zafon).
Co do "Dziennika Mai", to uwielbiam Isabel Allende, a więc zakup jej najnowszej ksiązki był dla mnie oczywisty :)



Może Wy też podzielicie się ze mną jakimiś ciekawymi książkami, które dano Wam było ostatnimi czasy czytać? Pozdrawiam życząc miłego wieczoru z książką :)

Monday, May 20, 2013

Powrót do Francji i... przeprowadzka!

   Oj trochę mnie na blogu nie było... Czas podczas pobytu w Polsce płynął tak szybko, że nie zdążyłam się spostrzec, a trzeba było już pakować walizki i wracać do Francji. Trzy tygodnie w rodzinnym domu, to zdecydowanie za krótko aby nacieszyć się wspomnieniami z dzieciństwa, obecnością rodziny, znajomych i ukochanych miejsc. Wszystko się jednak kiedyś kończy i nadchodzi pora aby powrócić do rzeczywistości. Nie powiem aby serce pękało mi wielce z rozpaczy myśląc o powrocie do Burgundii, żałuję jednak, że nie udało mi się zrobić będąc w Polsce wszystkiego co planowałam... Wracam tam jednak na początku sierpnia i może wtedy będę mieć okazję na odwiedzenie miejsc i osób, których nie udało mi się zobaczyć podczas kwietniowo-majowego pobytu :)

Jeżeli chodzi o moje "francuskie życie", to sporo się w nim dzieje i czuję, że bardzo chciałabym się z Wami podzielić radosnymi nowinami :) Przede wszystkim: na początku przyszłego tygodnia czeka nas przeprowadzka i zmiana miejsca zamieszkania. Nie dość, że opuszczamy Chalon sur Saone, to przenosimy się do zupełnie innego regionu Francji. Co prawda niedaleko, bo do Franche Comte, ale smutno mi trochę opuszczać bajkową Burgundię... Od samego początku wiedzieliśmy, że Chalon nie jest naszym miastem na całe życie, ale trochę nas zaskoczył tak szybki obrót spraw i zmiana miejsca zamieszkania na miasto ponad dwa razy mniejsze od urokliwego, ale i tak małego Chalon. Pontarlier, to żadna metropolia, ale staram się szukać samych pozytywnych stron naszej przeprowadzki :) Przede wszystkim będziemy mieszkać niedaleko Besancon, w otoczeniu gór Jura, gdzie latem można spacerować i urządzać piesze wyprawy w pięknych okolicznościach przyrody, a w zimie jeździć na nartach. Pontarlier jest położone zaledwie kilkanaście kilometrów od granicy ze Szwajcarią. Myślę zatem, że w weekendy, szczególnie latem nie będziemy się nudzić i czeka nas dużo zwiedzania i jeżdżenia po okolicy. W naszym nowym mieście jest wszystko, co teoretycznie do życia potrzebne: sklepy, supermarkety, szpital, kilka muzeów i galerii sztuki, kino, a nawet teatr. Myślę, że śródmieście Pontarlier można pewnie przejść w pół godziny, ale cóż - życie na prowincji też ma swoje uroki i pozytywne strony. Po przeczytaniu książek Karen Wheeler, w których autorka opisywała swoje życie na francuskiej wsi doszłam do wniosku, że jednak małe miasteczko, a maleńka wieś, to ogromna różnica ;) Tak więc nie tracę optymizmu, a jestem wręcz podekscytowana tą naszą przeprowadzką i powoli zaczynam planować pakowanie. 

Za Chalon sur Saone tęsknić chyba nie będę... Mimo, że mieszkaliśmy tu rok i pięć miesięcy, nie zżyłam się tak bardzo z tym miastem jak na przykład z moją ukochaną Warszawą, czy Nowym Jorkiem gdzie spędzałam trzy wakacje z rzędu będąc jeszcze na studiach. Teraz, patrząc z perspektywy czasu to nawet się cieszę (może to dziwnie zabrzmieć), że nie mamy w Chalon jakiejś fantastycznej grupy znajomych bo pewnie z nimi byłoby mi się najtrudniej rozstać. A tak - zaczynamy wszystko od początku: nowe miasto, nowy region, nowe mieszkanie (oczywiście wynajęte), nowi znajomi i nowe poszukiwania pracy!

Oczywiście jak się tylko przeprowadzimy, to wszędzie będę chodzić z aparatem niczym turystka głodna nowego i pięknego. Samo miasto może na kolana nie powali, nawet na zdjęciach, ale przyroda, góry (niskie, to niskie, ale zawsze góry ;), lasy, jeziora... Mam nadzieję, że będzie co fotografować i czym się z Wami dzielić na blogu.